„Pan Mercedes" Stephen King

Król horroru w kryminalnym wydaniu? To lubię! „Pan Mercedes” Stephena Kinga jest emocjonującą i trzymającą w napięciu niemal do ostatniej strony historią o masowym mordercy i emerytowanym detektywie, który usiłuje trafić na jego trop.

Co ciekawe, bardzo szybko dowiadujemy się, kto jest tytułowym Panem Mercedesem, czyli człowiekiem, który wjechał w tłum ludzi, zabił osiem osób, a kilkanaście ciężko ranił. Brady Hartsfield uciekł z miejsca zdarzenia, więc sprawa jego schwytania pozostała wielką porażką detektywa Kermita Billa Hodgesa. Kiedy na emeryturze Hodges niespodziewanie dostaje list od zabójcy, postanawia wrócić do tej sprawy i zapobiec realizacji kolejnego zamachu, który planuje Brady.

King przedstawia wydarzenia z perspektywy obu mężczyzn, silnych, zdecydowanych charakterów, których intelektualny pojedynek budzi autentyczny niepokój. Hodges współpracuje z młodym sąsiadem i niestabilną psychicznie dziewczyną – razem tworzą kuriozalne, lecz skuteczne w działaniu trio.

Brady jest przykładem psychopaty, który łatwo może zniknąć w tłumie, sympatycznego młodego mężczyzny, który za fasadą życiowej nieporadności ukrywa chorobliwy narcyzm i skłonności do sadyzmu. Poznając rzeczywistość z jego perspektywy, wnikamy w zakamarki chorego umysłu i odkrywamy korzenie banalności zła.

King ma dobre ucho do dialogu, nieobcy mu jest sarkastyczny humor (dialogi Hodgesa z sąsiadem – pycha!). Równoważy grozę historii, z przymrużeniem oka nawiązując również do innych swoich książek. Mam też dobrą wiadomość dla tych czytelników, którzy (jak ja) polubią detektywa Hodgesa – bohater powraca w kolejnych tomach trylogii: „Znalezione nie kradzione” i „Koniec warty”.


Komentarze