„Szarlatan" reż. Agnieszka Holland, scenariusz Marek Epstein

Czy wiecie kim był Jan Mikolaszek? Może niekoniecznie, ale już za południową granicą nasi czescy sąsiedzi kojarzą to nazwisko doskonale. To postać historyczna, słynny znachor, któremu zdrowie, a nawet życie, zawdzięczało tysiące dotkniętych różnymi schorzeniami osób. Parał się ziołolecznictwem przez całe swoje dorosłe życie, czyli kilka dekad. Jako bardzo młody mężczyzna odkrył w sobie wielki wewnętrzny dar do rozpoznawania chorób oraz zbliżającej się śmierci. Konsekwentnie podążył za wewnętrznym impulsem. Poznając jego kolejne losy, stawiamy sobie pytanie, czy to Jan kierował swoim życiowym powołaniem, czy stał się jego niewolnikiem?

Fantastyczna gra aktorów, świetnie odtworzone realia życia pierwszej połowy XX wieku, historyczne zawirowania wdzierające się w losy bohaterów czynią tę opowieść wyjątkową. Ale nie to zdecydowało, że postanowiłam zaproponować Wam ten właśnie film. Głównym powodem był fakt, że dawno już nie spotkałam się z opowieścią o tak niejednoznacznym bohaterze – w każdym dosłownie wymiarze. Bezwzględny konformista, toksyczny i narcystyczny, a jednocześnie z oddaniem niosący pomoc potrzebującym. Filmowy Jan Mikolaszek przez większość ekranowego czasu jest emocjonalnie niedostępny i zablokowany. Po ludzku szczęśliwy wydaje się tylko w czasie jedynej w swoim życiu miłosnej relacji, ale to właśnie jej koniec był dla mnie najbardziej w całej historii wstrząsający. Dlaczego? Koniecznie zobaczcie „Szarlatana”, każdy z nas powinien dokonać własnego osądu.

Dopowiem tylko w ramach dodatkowej zachęty, że film miał swoją premierę na Międzynarodowym Festiwalu w Berlinie, był czeskim reprezentantem do Oskara w kategorii międzynarodowej i zdobywcą nagrody Czeskiego Lwa w roku 2020.

Komentarze